piątek, 30 grudnia 2011

Brunet wieczorową porą


Bardzo byłem ciekaw jak to będzie jeździć konno przy sztucznym świetle, bo jeszcze tego nie robiłem. Zima jakaś taka niewydarzona, śniegu nie ma ale słońce zachodzi wcześnie. Przyjechaliśmy z Beatką do Jackowa wieczorową porą a tu większość koni się szykuje do wyjścia, normalnie jakby jakieś święto było, jakiś Hubertus grudniowy czy "cuś"... Pogoni za lisem w planach oczywiście nie było ale i tak wyjście dużą grupą na jazdę to zupełnie wyjątkowy klimat, zwłaszcza, że najpierw trzeba dojść na padok przez ciemny las.

Dona, Cyranka, Mniszka, Cytrynka, Błysk, Kacyk. W tak szerokim składzie jeszcze nie jeździłem. Sześć osób w siodłach i dodatkowo kilka pieszo. Nic więc dziwnego, że się dużo działo!

Beatka i Błysk
Na początku brykała Beatka, to znaczy Błysk brykał, a Beatka razem z nim. Z każdym kolejnym brykiem coraz bardziej doskonaliła swe umiejętności w rodeo, więc Błysk się w końcu zniechęcił i zaczął normalnie jeździć. Normalnie do czasu, gdy zapragnął podgonić do reszty koni i dostał takiego przyspieszenia, jakby mu się turbosprężarka włączyła. Nie przypominam sobie, żebym u niego wcześniej widział takie tempo fouli w galopie. Nie przypominam sobie również tak szeroko otwartych oczu Beatki, jak w tym momencie. Zdziwienie i zaskoczenie z lekką domieszką przerażenia. Na szczęście Błysk w narzuconym sobie i Beatce tempie dogonił resztę koni w trzy sekundy, po czym zechciał wyłączyć turbo.

Old Spice
Łukasz szalał na Cyrance. W półmroku na tej siwej klaczy wyglądał tak, że gdybym był młodszy o dwadzieścia lat,  to nawet mnie by poderwał :-)) Dwoił się i troił, robił wszystko, żeby się potknąć i nie spaść, co mu się ze dwa razy udało. Wyglądał i jeździł tak, że szczerze Mu zazdroszczę... :-)) Cyranka po tym wieczorze była cała mokra jak kura ale spośród wszystkich koni być może właśnie ona miała największą frajdę. "Old Spice. Siedzę na koniu."

Dominika na Cytrynce
Dominika patrzyła na to wszystko z lekkim grymasem, ponieważ uważa, że jak już robić prezentację to przynajmniej poprawną technicznie. Pokazała więc nam wszystkim, że Cytrynka już umie ruszać na sygnał ze stępa do galopu i robić lotną zmianę nogi w galopie. Cytrynka szybko się uczy. Jej też zazdroszczę. To znaczy nie Cytrynce tylko Dominice zazdroszczę tego jak jeździ. Zazdroszczę oczywiście również samej Cytrynki.

W to szybkie tempo weszła również Natalka, która będąc dopiero po kilku lekcjach odważnie poszła w galop na Mniszce. Galopowała metodą "i chciałabym, i boję się", czyli dzielnie się przytrzymywała paska przy siodle. Nie zleciała, przynajmniej do czasu, gdy podjechał Łukasz i Ją ściągnął z siodła na ziemię.

Natalia i Łukasz
na Mniszce i Cyrance
Od tego się zaczyna... ;-)

Generalnie rzecz biorąc nieźle się razem bawili, co widać na załączonych obrazkach... :-) Zazdroszczę Natalce tego, że galopuje już po kilku lekcjach. Mnie to zajęło pół roku... Mało zdolny jestem...

Anetka na Kacyku
Anetka natomiast rozjeżdżała Kacyka, który ma siłę i kondycję za dwa konie. Obierała sobie ściśle określony kierunek, ściśle określone tempo, ściśle określony chód i trenowała Kacyka ściśle według swoich zamierzeń. Gdy któryś z naszych koni zaczynał wydziwiać, wystarczyło go podpiąć pod zad Kacyka i od razu mu wracała ochota do jazdy w odpowiednim tempie. Zazdroszczę Anetce tego, że zaczęła jeździć w młodym wieku. Cholera, ileż ja lat straciłem!

Pani Beatka, Pan Jacek
Co straciłem to nadrabiam. Najczęściej razem z Doną i tak było również tym razem. Plan na dziś był taki, żeby zrobić z Doną przede wszystkim porządnego wyciągniętego kłusa. Jak chciałem tak zrobiłem i byłem z tego bardzo zadowolony, tym bardziej, że Pan Jacek i Pani Beatka powiedzieli, że widać po koniu, że mnie słucha, jest mną zainteresowany i współpracuje na 100%. Mieliśmy z Doną dobry dzień, przyszedł więc czas na galop. Zostałem strzeżony, żeby uważać na nos, bo Dona lubi ostatnio wchodzić w galop z przytupem i dwa nosy już rozwaliła, kiedy pechowi jeźdźcy zaryli nimi w końską szyję.

Ruszyłem więc do galopu, a że coś mi te galopy przestały ostatnio wychodzić, ledwo ruszyłem, po kilku foulach Dona się potknęła, ja straciłem równowagę, nie chcąc zaryć nosem w szyję Dony odchyliłem się w bok i poczułem, że lecę. Szybko zrozumiałem, że tym razem wyląduję bardzo blisko kopyt. Zdążyłem tylko pomyśleć, że trzeba się trochę odsunąć, upadając odturlałem się o jeden obrót, jednak zanim zdążyłem to zrobić, poczułem ocierające się o mój bok kopyta Dony. Było blisko.

- Pamiętam, pamiętam! Najpierw łapać konia! - Krzyknąłem z uśmiechem, bo już się nie zastanawiam po upadku nad takimi pierdołami jak ewentualne własne kontuzje. Wstałem czym prędzej i poleciałem po Donę, która zatrzymała się dosłownie kilka metrów dalej. Podbiegłem, pomiziałem się z Doną, wskoczyłem w siodło i poszliśmy znów w galop. Może i jestem mało zdolny ale NA PEWNO kiedyś się nauczę porządnie jeździć! Sam sobie zazdroszczę tego entuzjazmu! :-))

Natalia na Donie
Chciałem mieć jakieś pamiątki z tej jazdy, więc na koniec Donkę dosiadła Natalia (druga) a ja wziąłem do ręki aparat i pstryknąłem kilka obrazków. Wróciliśmy do stajni, rozsiodłaliśmy konie, a gdy odpoczęły, kolektywnie rozdzieliliśmy im kolację. Uwielbiam ten odgłos, gdy całe stado zajada!

Wypadałoby jeszcze wyjaśnić tytuł tej notki... Brunet? Oj tam, oj tam, nie było żadnego bruneta. Ani Pan Jacek, ani Łukasz ani ja nie jesteśmy brunetami. Nie było więc żadnego bruneta, no chyba, że się jakiś chował w krzakach...

QŃ-ec.
My z Doną

P.S. Ta nasza stadna wieczorna jazda miała miejsce 13 grudnia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie lubisz Facebooka? Możesz zostawić anonimowo komentarz poniżej, Pamiętaj jednak, że komentarze od osób mi nieznanych, zawierające linki do innych stron internetowych, będę usuwał.